sobota, 6 września 2014

Mityczna bycza żółć: Haust, Ox Bile

Zorientowałam się, że każdy porządny bloger powinien pochwalić się, co i gdzie jada, jakich używa kosmetyków i jakie gadżety zalegają na jego półkach. Spieszę donieść, że używam talerzy z Ikei (w zestawie wychodzą taniej), ubieram się w miarę możliwości w Primarku a mój kot jada przysmaki z Tesco bo tych z Lidla nie toleruje.

Ach, i jeszcze preferencje muzyczne. Słuchaczem jestem kiepskim, nie idzie mi zapamiętywanie nazw zespołów, nie potrzebuję słuchawek na uszach w komunikacji miejskiej (choć zdarza mi się używać) i w ogóle mogę spędzać całe dnie w ciszy.  Muzyki słucham najczęściej z playlisty, która znajduje się tu. Tak zupełnie serio to nie jest jakaś super - popularna lista stworzona przez profesjonalistów ale zbiór piosenek "znalezionych" przez Małżonka który polecam każdemu, kto używa Spotify, lubi posłuchać czegoś lekkiego a nie chce mu się szukać dobrych utworów godzinami przewijając propozycje ze spersonalizowanego radia.

Na zachętę:



Wspomnieniem o piwie na dziś jest wyrób minibrowaru Haust, Imperial India Pale Ale: Ox Bile, czyli Bycza Żółć. 

fot. Kiriwina

Prowokacyjna nazwa nawiązuje do rozpowszechnianej tu i ówdzie miejskiej legendy o dodawaniu byczej żółci do piw koncernowych. Historia tego mitu jest dość długa, co nie zmienia faktu, że sensacyjna wiadomość o dodawaniu byczej żółci jest z palca wyssana i powielana na podobnej zasadzie, jak ta o międzynarodowym spisku koncernów farmaceutycznych wciskających nam złe szczepionki.

Haust wykorzystał zamieszanie wokół "problemu byczej żółci" i stworzył dowcipną nazwę, która w czasie, kiedy małe browary powstają jak grzyby po deszczu i konkurencja jest spora zwraca uwagę i pozwala się wyróżnić. Szkoda, że etykietka wyszła taka sobie: dosłowna i bez pomysłu.


fot. Kiriwina


Ox Bile ma bardzo ładny aromat: cytrusowo - goździkowy ale nie agresywny. Czuć chmiel ale nie wierci od niego w nosie, a gdzieś spod spodu wypełza przypominający banany zapach drożdży. Piwo jest klarowne, o lekko miedzianej barwie mocnej herbaty z cytryną. Piana niewielka i szybko znikająca.

Gorycz w smaku walczy o lepsze ze słodową gęstością (piwo jest stosunkowo wysokoekstraktowe, 20 blg). Od smaków cytrusowych bardziej czuć słodycz kojarzącą się z suszonymi owocami i, przynajmniej mnie, z arbuzem. Ta słodycz brzmi nieco sztucznie, niepotrzebnie tłumi gorzkie smaki które w Imperial IPA powinny grać pierwsze skrzypce (i po prawdzie grają, ale dopiero po opróżnieniu szklanki, po tym jak narastająca z każdym łykiem gorycz przewyższy wreszcie wybijające się na pierwszy plan słodkości).

fot. Kiriwina

Co zaskakujące, spora zawartość alkoholu (8,6%) nie jest w Ox Bile wyczuwalna. Mam wrażenie, że za dużo tego dobrego jak na jedną butelkę: dużo goryczy, bardzo wyczuwalny słód i sporo alkoholu. Byczek Fernando nie atakuje nas smakiem tak, jak powinien choć trudno mu odmówić swoistego uroku.

Ps. jeszcze tematy muzyczne na ożywienie popołudnia:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz