wtorek, 5 sierpnia 2014

Powtórka z historii: Robinsons Brewery, Trooper

Z ciekawszych newsów ostatnich tygodni: jakiś słaby artykulik o tym, jak to polscy informatycy nie dość, że chodzą we flanelowych koszulach w kratę to jeszcze są chciwi i źle traktują pracodawców wywołał nieadekwatnie wielki oddźwięk. Mnóstwo osób postanowiło się tym linkiem podzielić, skomentować, powstały nawet sążniste repliki. Niby słusznie, bo tekst nierzetelny, tendencyjny, obrażający grupę ludzi tylko ze względu na ich zawód i do tego z pewnością nieprawdziwy. Szkoda tylko, że wiele osób skomentowało go w sposób, który zasadniczo potwierdzał tezę autora i zamiast wytknięć, że pogadał on z dwoma czy trzema znajomymi i na tej podstawie wyciągnął krzywdzące wnioski pojawiały się głównie okrzyki nam się należy oraz elokwentnie rzucanie butthurtem (słowo - klucz ostatnimi czasy).

I tak oto głupotę próbuje się zwalczać głupotą, a sztuka erystyki upada. Z tej okazji przypomnę dziś piwo o muzyczno - wojennej etykiecie. I historii.

Robonsons Brewery, Trooper
fot. Kiriwina


Robinsons Brewery logo ma iście arystokratyczne i ma ku temu powody: jest to browar z niemal dwustuletnią tradycją, założony przez niejakiego Williama Robinsona który w XIX wieku postanowił kupić karczmę niedaleko Manchesteru. Rodzinny biznes rozwijał się prężnie, a w 1958 roku zasłużony lokalny polityk, wnuk Williama, otrzymał tytuł szlachecki. Jest więc coś z tej arystokratyczności w browarniczej rodzinie.

Etykietka piwa o nazwie Trooper nieprzypadkowo kojarzy się z okładkami płyt Iron Maiden: produkt ten wziął swoją nazwę od jednej z piosenek zespołu, inspirowanej zresztą Charge of the Light Brigade (nie mam pojęcia, jak to się oficjalnie tłumaczy na język polski): brawurową szarżą przeprowadzoną podczas wojny krymskiej przez angielską kawalerię. My mamy Samosierrę i adekwatny utwór Kaczmarskiego, a Brytyjczycy Balaclavę i piosenkę Iron Maiden. Choć Wikipedia rzecze, że tragiczna w skutkach szarża była wynikiem pomyłki, to właśnie ten epizod wojenny przeszedł do historii, przede wszystkim dzięki słynnemu poematowi Alfreda Tennysona. Ci, co polegną pójdą w bohatery chciałoby się zanucić.

fot. Kiriwina
Piwo jest bardzo lekkie i kwaskowe. Ma ładny, bursztynowy kolor i kremową, ale niezbyt trwałą pianę. Pachnie lekko cytrusami i odrobinę ciasteczkową słodyczą, ale sam aromat nie jest zbyt intensywny.

W smaku dominuje karmelowy słód złamany lekką goryczką. Pobrzmiewają w nim cytrusowe nuty ale bardzo, bardzo niewielkie: mimo zapewnień producenta chmiele są w smaku raczej zasugerowane niż w pełni obecne. Nie jest to brawurowa szarża, raczej spacerek po molo w leniwe popołudnie. Biorąc pod uwagę, że ten Premium British Beer (a właściwie "golden ale") jest chmielony aromatycznymi Bobec, Goldings oraz Cascade (poruszamy się więc na wielkim obszarze, od południowej słowiańszczyzny przez Wielką Brytanię aż po USA) - efekt jest poniżej oczekiwań.

fot. Kiriwina
Słowem: taki trochę sikacz, ale sygnowany przez Bruce'a Dickinsona. Nie jest to piwo godne polecenia, choć jeśli komuś zdarza się (tak jak mnie) kupić coś dlatego, że ma fajną etykietkę to Trooper jest dobrym pomysłem na letni wieczór. Ale głównie z powodu grafiki i kryjącej się za nią historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz