Zachęcona
pozytywną recenzją postanowiłam sięgnąć po
nową książkę Elisabeth Gilbert choć przyznam, że do twórczości tej autorki wcale mnie do tej pory nie ciągnęło. Wszystkie opisy najbardziej znanego (przynajmniej w Polsce) jej dzieła - "Jedz, módl się, kochaj" - zapowiadały coś między Paolo Coelho a Frances Mayes. Czytadło znaczy się. Uznałam jednak, że nie ma się co uprzedzać i chociaż powyżej wymienioną pozycję nie chciało mi się sięgać, postanowiłam dać szansę "Signature of All Things".
|
źródło: wikipedia |
Tu miała być recenzja książki, ale
ostatecznie znalazła się na portalu Esensja. Wszystkich fanów mojej radosnej twórczości krytycznej serdecznie zapraszam.
|
fot. Kiriwina |
Pozostając w (zahaczającym o książkę) temacie opisywania ciekawych, mniej znanych egzemplarzy roślin (czy też piw) przypomnę restauracyjny
browar w Wojaszówce, który odkryliśmy nieco przypadkiem pytając w sklepie przy Karmielickiej, co tam przyszło nowego. Otóż przyszły piwa z nowootwarego wtedy browaru na Podkarpaciu, szumnie mieniącego się "rzemieślniczym". Nie zaszkodziło spróbować, zakupiliśmy więc co było: Pszenica Bamberg i Pils Premium.
Żałowałam, że będąc w Jedliczach nie zajrzeliśmy do pobliskiej miejscowości żeby odwiedzić ten browar ale niestety - czasu nie wystarczyło. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś się uda bo przecież Pilsa i Pszeniczne kupiliśmy jakiś rok temu i od tamtej pory w Wojaszówce z pewnością sporo się zmieniło.
|
fot. Kiriwina |
Etykietki mało gustowne, ale spójne i pozbawione nadęcia - znak ostrożności i dbania, by okładka nie okazała się bardziej wyrafinowana od zawartości.
Najbardziej smakowała nam Pszenica. Zaskakująco klarowne i bursztynowe, pachnące nieco bananowo i egzotycznie. Owocowość ta jednak rozpłynęła się w aromacie, w smaku jej nie czuć. Mocno za to wybija się drożdżowy posmak i, niestety, stęchlizna. Trochę kwaskowe, niepozbawione słodyczy, z lekką metaliczną nutą (nowy sprzęt w browarze?). Dodatkowo piwo jest trochę niezgodne z nazwą: krótko mówiąc, mało pszeniczne. Za to bardzo nachmielone i, być może, eksperymentalnie poprawione słodami wędzonymi (choć tu nie mam pewności), wszak Bamberg słynie raczej z piw marcowych. Pszeniczne - niepszeniczne, ale ostatecznie smaczne.
|
fot. Kiriwina |
Pils był trochę za bardzo słodowy, brakowało mu nieco lekkości. Miał jednak
niewielką, przyjemną goryczkę i z pewnością duży potencjał. Jeśli
piwowarzy starali się doskonalić swoje wyroby (a wierzę, że tak było) to
dzisiejsza wersja jest już o niebo lepsza. Odniosłam wrażenie, te piwa
są wynikiem entuzjazmu, chęci popłynięcia na fali mody na browary
rzemieślnicze - chęci nie do końca przemyślanej. Sądzę jednak, że czas i
doświadczenie jeszcze poprawiły te mimo wszystko udane wyroby i że browar ma teraz o wiele lepsze piwo do zaoferowania.
I choć pijąc piwa z Wojkówki nie poznaliśmy ani znaczenia rzeczy, ani nie dowiedzieliśmy się niczego o powstawaniu gatunków to piwo z pewnością umiliło nam wieczór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz