wtorek, 26 listopada 2013

Stout w wersji ortodoksyjnej (AleBrowar, Ortodox Stout)

Korzystając z okazji, że niedawno miał miejsce międzynarodowy dzień stouta,  postanowiłam przypomnieć inicjatywę AleBrowaru sprzed kilku miesięcy, mianowicie wypuszczone w maju bieżącego roku piwo Ortodox. Cel był szczytny: czysty przedstawiciel stylu, coś dla fanów oryginalnego smaku stouta i dla tych, którzy wobec mody na hybrydy i amerykańskie chmiele nie mieli jeszcze okazji się z nim zetknąć.

fot. Kiriwina



Pomysł o tyle ciekawy, że stouty w Polsce nie są specjalnie chętnie kupowane (choć zdarzają się miłośnicy Guinnessa, no i rosnąca w siłę irlandzka Polonia zapewne przyczynia się do ich popularności): ci, którzy przenoszą się z krainy "byle-miało-alkohol" do królestwa jakości i smaku częściej wybierają albo lepsze piwa dolnej fermentacji (lub, ewentualnie, pszeniczne) albo od razu sięgają po goryczkowe style IPA. Cięższe, ciemne piwo rzadko występuje klasycznie, kupuje się raczej stouty owsiane albo mleczne (Sweet Cow AleBrowaru).

fot. Kiriwina

Nieco dziwi fakt, że browar z Gościszewa postanowił uwarzyć takie piwo w maju: do upalnych dni pasują raczej piwa lżejsze, chociażby (również popularny w tamtym czasie) witbier, ciemne style są bardziej jesienne i zimowe (dobry przykład do Porter Grudniowy sprzedawany przez Ciechana). Stouta zresztą trudno nie kojarzyć raczej z chronieniem się przed zmienną irlandzką pogodą w tłocznych knajpkach z pysznym jedzeniem i muzyką na żywo niż z ekstremalnymi czasem temperaturami panującymi latem w polskich miastach.

Ortodox Stout, AleBrowar
fot. Kiriwina
Skojarzenie zresztą nieprzypadkowe: gatunek tego piwa górnej fermentacji powstał bowiem na Wyspach i to w Irlandii mieszczą się browary warzące najpopularniejsze stouty: Guinness i Murphy's. Historia wywodzi ten gatunek z XVIII wiecznego Londynu, gdzie klasa robotnicza raczyła się mocnymi porterami. Stout najprawdopodobniej oznaczał wtedy właśnie portera ("mocny", bo takie było znaczenie tego słowa), choć niektórzy twierdzą, że było to zupełnie inne piwo i że stout jako taki powstał nieco później. Mówi się zresztą, że stout i porter to gatunki odróżnialne głównie poprzez swoją moc. W 1759 roku Arthur Guinness zaczyna warzyć piwo w St James's Gate Brewery i od tej pory ten styl kojarzony jest przede wszystkim z Irlandią.

W związku z nową serią zaprojektowano dla AleBrowaru nową etykietę: ascetyczną, spokojną. I dość, trzeba przyznać, udaną, choć można zastanawiać się, czy czcionka rzeczywiście pasuje do ortodoksyjnego stylu (ze zwierzątkiem w muszce kłócić się nie będę, lepsze to niż niektóre komiksowe postacie z poprzednich piw). To zupełnie inny styl niż ten, do którego się przyzwyczailiśmy. Nie wiadomo, jak będą wyglądały pozostałe, jest to bowiem, póki co, jedyne piwo z serii. Miejmy jednak nadzieję, że nie ostatnie. 

Ortodox Stout, AleBrowar
fot. Kiriwina

Standardowy (nie mówimy tu bowiem o wariacjach typu oatmeal) stout powinien mieć nieprzejrzystą, czarną barwę (chociaż np Guinness, jeżeli weźmiemy go pod światło jest czerwony!), gęstą pianę i zawierać palone jęczmienne słody oraz sporo chmielu. Próbując porównać tę wersję z dotychczas próbowanymi stoutami stwierdzam, że piana jest nieco zbyt lekka i obfita, chociaż kolor bardzo udany. W zapachu natomiast pod przyjemną i pożądaną kawą czają się mocne akcenty chmielowe (w tym głównie żywiczne).

W smaku dość mocno kwaskowe, ale jest gęstość i piękny bukiet palonych słodów. Znów zaskakuje jednak mocne nachmielenie: zdecydowano się najwyraźniej na stouta amerykańskiego. Cóż, takie prawo autorów, jednak czemu nazywać to Ortodoxem i sprzedawać jako przypomnienie klasyki i, w domyśle, odejście od mody na style zza oceanu? Oczywiście, amerykański stout też może być nazwany "ortodoksyjnym". I przyznać trzeba, że piwo AleBrowaru jest smacznym i godnym polecenia piwem, czekałam jednak (myślę, że nie tylko ja) na smakowitą konkurencję dla irlandzkich koncernów.

Ortodox Stout, AleBrowar
fot. Kiriwina

A teraz nuta sentymentalna: dokładnie 7go listopada blogaskowi stuknął roczek. Z początku założona (i, żeby się pochwalić, przestrzegana!) regularność posypała się wobec nawału wydarzeń który zaczął się w lipcu, ale mam nadzieję, że uda mi się jednak kontynuować.

fot. Kiriwina, wykonanie też. Niestety, nie był to tort przyrządzony z okazji urodzin blogaska.

Przez ten rok mnóstwo się nauczyłam, moja wiedza wciąż jest jednak w powijakach: mimo iż zawsze zaznaczam że wszystkie recenzje to tylko moje impresje na temat poparte ewentualnie długim przekopywaniem internetowych zasobów (informacje o danym stylu, browarze, historia), to z pewnością jest tu sporo błędów, za których poprawianie w komentarzach bardzo Wam dziękuję. Ogólnie dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądają i cierpliwie znoszą moje ewentualne potknięcia.

1 komentarz:

  1. osobiście przedkładam Murphy'iego nad Guinnessa, ale nie mogłam odmówić wypicia go u źródła of course ;)

    OdpowiedzUsuń