wtorek, 20 sierpnia 2013

Kujo czyli dlaczego tak długo cię tu nie było?!

Nie było mnie, przyznaję. Po kilku miesiącach regularnych wpisów znikłam haniebnie z własnego bloga. Oto jednak powracam prosząc czytelników o wybaczenie, na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że trochę się w międzyczasie działo i absolutnie nie miałam kiedy napisać porządnej notki.

Zacznijmy od tego, że Narzeczony został Mężem. Złamaliśmy przy okazji nie do końca odpowiadającą nam tradycję polskich ślubów i weselisk, bo dla małego grona rodzinnego był tylko obiad a dla znajomych grill z całkiem dobrą reprezentacją piwną (głównie Oto Mata IPA i Odsiecz Wiedeńska, odłożone dla nas w Piwach i Wodach Regionalnych).





Nie poczuwając się z tego tytułu do jakiejś hipsterskiej oryginalności zrezygnowaliśmy z dobierania koloru serwetek i próbowania tortów,  by mieć więcej czasu dla siebie. Nawet na dietę nie udało się przejść (mam nadzieję, że ślub mimo to się liczy?).

Zrzekłszy się jedynej w życiu okazji do bycia księżniczką (i tak się nie nadaję, księżniczka powinna być miła i filigranowa) postanowiłam jednak uczcić zmianę stanu cywilnego czymś wyjątkowym. Sięgnęłam więc po Flying Doga, bo to browar sprawdzony. I po sprawdzony (choć nie na FD) gatunek.

fot. Kiriwina

Styl nazywa się Imperial Coffee Stout i, żeby było ciekawie, rzeczywiście ma w składzie kawę. Nazwa Kujo bierze się z potocznej angielszczyzny - oznacza psa, który zachowuje się jakby właśnie ugryzło go stado os albo jakby zjadł z karmą porcję amfetaminy. Czyli w sumie każdego przeciętnego boksera. Może też oznaczać psa po prostu denerwującego, tudzież dziwnego i na swój sposób strasznego.

Rysunek wściekłego zwierzaka na etykietce ostatecznie przesądził o kupnie tego piwa. Nie od dziś wiadomo, że skłonna jestem spróbować wszystkiego, jeśli ma fajny design albo dowcipną nazwę.

Piwo jest tak czarne, że w ogóle nie przepuszcza światła. Piana nie ma gęstości porządnego stouta, jest ciemna ale lekka i bardzo szybko znika. Zapach - kawa o poranku, taka, jaka ratuje mnie codzień zanim zbiorę się do pracy. Mocna, aromatyczna. Tyle, że w tym przypadku z chmielem.

fot. Kiriwina

Kiedy spróbowałam tego piwa reakcja była jedna: to jest właśnie to. Lekko kawowy, ale pozbawiony zbędnej słodyczy smak, wysycenie podbijające czającą się wewnątrz goryczkę, mocno czekoladowe nuty a na koniec- lekki, ledwie wyczuwalny posmak karmelu. Sporo alkoholu.

Coffee stout to znany gatunek, ale dopiero połączenie kawowych smaków z imperialem dało tak wyrazisty efekt. To tak, jakby dolać sobie do porannej kawy nieco likieru, ale nie z tych ulepkowatych. Wadą jest przewaga nut czekoladowych nad kawowymi: można by spodziewać się pójścia nieco bardziej w stronę espresso. Choć jeśli już czuć w Kujo czekoladę to gorzką, pasującą do pozostałych elementów. I całość jest, mimo zastrzeżeń, bardzo smakowita.

fot. Kiriwina

Oczywiście, to jest piwo wyjątkowe i tej wyjątkowości nie można wypić zbyt wiele. Nie tylko ze względu na cenę - ile w końcu można wypić czekoladowej, zaprawionej alkoholem kawy. I to mocnym alkoholem (8,9%). Mimo to warto było czekać aż ten produkt dotrze do nas zza oceanu.

Ps. Znalazłam coffe stouta chmielonego Marynką: link.

Alkohol 8,9%
IBU 40

2 komentarze:

  1. gratulacje i szczęścia na nowej drodze życia a doszły mnie słuchy ;) że ta nowa droga zaczęła się z przytupem ;) powodzenia :) i czekam na kolejne wpisy :)

    OdpowiedzUsuń