niedziela, 21 kwietnia 2013

Say hello to Brew Dog

Mam taki nieładny nawyk, że lubię zaglądać w książki i gazety ludziom którzy siedzą obok w komunikacji miejskiej. Jakoś tak strasznie mnie ciekawi, co ktoś czyta choć zdaje sobie sprawę że to niekoniecznie świadczy o człowieku (wszak można czytać coś, co ci się akurat nie podoba ale dopiero zacząłeś albo podświadomie czujesz się w obowiązku mimo wszystko skończyć lekturę).



Ot, ostatnio siada sobie koło mnie niemożliwie wysoki, długonogi i długoręki chłopak w wyświechtanym polarze z książką "Zasady działania skutecznego przywódcy" i otwiera na rozdziale "30 metod wywoływania wpływu". Wiem, nieładnie podglądać. Ale to naprawdę ciekawsze niż te wciąż powtarzające się "Gale" i "Party" przeplatane "Faktem".

Anyway, z okazji zbliżającej się kolejnej rocznicy moich osiemnastych urodzin postanowiłam opisać jedno z najbardziej znanych piw browaru Brew Dog, jedno z najbardziej znanych IPA w ogóle. I jedno z najlepszych piw jakie kiedykolwiek piłam. Jako że swego czasu (ah, kiedy to było) sama utożsamiałam się z punkowymi ideami, starałam się mieć alternatywne poglądy a wyglądem możliwie zbliżyć się do stracha na wróble stylistyka tego browaru jest mi szczególnie bliska. Panie i panowie, Hardcore IPA.

fot. Kiriwina

Brew Dog to dziecko dwóch piwowarów (i, jak można przeczytać na stronie, jednego psa; jeśli chodzi o jego rasę to sądząc po zdjęciach stawiałabym na czekoladowego labradora), zrodzone ze znużenia lagerową monotonią, jaka zalewała Wielką Brytanię. Założony w 2007 roku po pięciu latach jest jednym z najbardziej znanych browarów rzemieślniczych na świecie. Choć dziś nie jest to małe przedsiębiorstwo (ponad stu pracowników), wciąż jest w awangardzie jeśli chodzi o piwowarstwo w krajach anglosaskich. Założyciele zaś, oprócz warzenia dobrego piwa, zajmują się promocją piw rzemieślniczych jako takich oraz niestandardowymi akcjami marketingowymi.


Etykietka jest super. Lubię ten punkowy styl Brew Doga, widać że mają własny pomysł na identyfikację wizualną. Do tego fajne, lekko ironiczne opisy na etykietce - nie będę przytaczać, żeby nie psuć nikomu zabawy. Najbardziej podobała mi się historia szyszek chmielu i drożdżowych komórek które radośnie poświęciły się by wyprodukować to piwo.

fot. Kiriwina

Zapach - bardzo chmielowy i lekko cytrusowy, co charakterystyczne dla amerykańskich ale. Miedziany, bursztynowy, stosunkowo mętny płyn który pięknie łapie światło.

Eksplozja goryczy została tu uzyskana dzięki trzem odmianom chmielu, dodawanym również "na sucho" - dla wzmocnienia aromatu: Centennial (typowo amerykański, bardzo gorzki, o cytrusowym zapachu) Columbus (czyli inaczej Tomahawk, jeden z chmieli typowych dla IPA ze względu na sporą gorycz; warto tu wspomnieć Hop Ottin' z Anderson Valley, chmielone właśnie Columbusem) i Simcoe (zawiera dużo goryczy i nadaje piwu głęboki, gorzko-cytrusowy aromat, jak w grejpfrucie - jego aromatyczność pochodzi z dużej zawartości oleju mircenowego; pojawia się również w Ataku Chmielu, żeby mieć punkt odniesienia)

fo. Kiriwina

"Hopped to hell" obiecuje producent i dotrzymuje słowa. Piwo wykręca buzię, wysusza gardło i skręca język w pętelkę. A mimo to czuć w nim bogactwo smaku, hardcore'owa gorycz, choć wielka, rozwija się powoli i nie przykrywa delikatniejszych nut. Jak diabelsko ostre, ale dobrze zrobione danie nie zabija smaku, tylko go wydobywa. Hardcore IPA nie jest "wodą z chmielem", to piwo pełne, gęste, mocno słodowe, w którym gorycz połączona jest z nutami cytrusowymi i karmelowymi i ziemistym, torfowym posmakiem.

Alkohol 9,2%
IBU 150

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz