środa, 13 marca 2013

Powrót króla?

Panie i panowie, Atak Chmielu powrócił na sklepowe półki. Tęskniliśmy za nim, przynajmniej ja bardzo. Moje piwne życie dzieli się na przed i po spróbowaniu Ataku, to mniej więcej tak jak zastąpienie glanów szpilkami albo przejście od kremów dla nastolatek do "przeciw pierwszym zmarszczkom". Czyli jedna z małych życiowych rewolucji, po których człowiek przestaje patrzeć na Carlsbergi i Harnasie - tudzież Martensy i kremy do lat dwudziestu - przychylnym okiem (a właściwie przestaje na nie patrzeć w ogóle). Dlatego powrót Ataku do sklepów to takie ważne wydarzenie.

Jeśli dobrze przyjrzeć się reklamom piwa to wynika z nich, że kobiety, jeśli piwo piją, to musi ono być jak najbardziej zbliżone do kolorowych drinków z palemką i cappuccino z serduszkiem z mleka. Słowem: słodkie, zaprawione sztucznymi substancjami mającymi skutecznie zabić to, co w piwie najbardziej piwne. Niesmaczne. Tak to już jest że reklamy, szczególnie w naszym pięknym kraju, są poza chlubnymi wyjątkami zachowawcze, stereotypowe, bojące się (często z winy klientów, nie agencji) wyjścia poza schemat.


pinta, India Pale Ale atak chmielu, kot rosyjski niebieski
fot. Mateusz Lech



Jeśli chodzi o marketing to polskie małe browary wciąż, niestety, raczkują. Może nie tyle marketing (co ja się tu będę wypowiadać, jak się nie znam), ile po prostu wizualną stronę marki. Pinta niestety, konsekwentnie stawia na gradienty (mocno krytykowane przez Kubę - odnotuję, bo to on pierwszy zwrócił mi na to uwagę) i chociaż spójność etykiet, logo i czcionka nie są złe, to wciąż jest wszystko mocno zgrzebne. Różne Ciechany, Raciborskie, Corneliusy - to wszystko dość dobrze zrobione, ale bez jakiegoś fajniejszego pomysłu. Jedna czcionka, nawiązanie do tradycji (czyli zamki, piwnice. Albo koguty, to już bardziej swojsko. Ewentualnie łatwizna: szyszki i zboże) Kormoran zdawał się momentami wybijać pod tym względem, ale niezbyt długo.

A im mniejszy browar, tym gorzej - co prawda AleBrowar postarał się o spójną i kontrowersyjną identyfikację (o której już pisałam że chociaż jest nie w moim stylu, to i tak wielkie brawa), ale już Browar Kopyra wypuszcza co prawda wiele wizualnych perełek, ale do spójności jeszcze bardzo daleko. Najbardziej chyba podobają mi się etykiety Artezana, te z Brown Portera - rozczulająco zgrzebne, "domowe", chałupnicze i przez to prawdziwe, pasujące do niskonakładowego piwa tworzonego przez pasjonatów, piwa, które właściwie nie ma wymyślnych nazw (zapowiadane Chateau będzie chyba szło w inną stronę, ale to się jeszcze okaże). Jest to jakaś forma otwartości i może być wstępem do całkiem ciekawej gry z odbiorcą (choć w przypadku Pacific było inaczej i tu etykietkę projektowała agencja).

Ciągle brakuje mi w Polsce browaru, który stworzy coś wizualnie spójnego, coś do czego można dopisać jakąś historię, jakiś, a co, styl życia. Choćby to miały być celowo kiczowate etykiety Thornbridge albo powrót staruszka punka pod szyldem Brew Dog. Takich małych arcydzieł jakie produkuje Flying Dog nie doczekamy się jeszcze długo. Patrząc na to, jaki projekt wygrał konkurs Festiwalu Dobrego Piwa (i nie piszę tego wcale dlatego, że nie był to mój projekt ani że krytykuję wykonanie - jest bardzo dobre i o niebo lepsze niż moje własne, przyznaję bez bicia) widać, że jeszcze poczekamy na prawdziwą sztukę w brandingu polskich browarów i eventów piwnych. Tymczasem wracając do tematu.

pinta, India Pale Ale atak chmielu, kot rosyjski niebieski
fot. Mateusz Lech
Piwo, o którym mowa, rzeczywiście atakuje i to ostro: nie ma tu miejsca na harcerskie podchody, uwodzicielskie sztuczki ani nawet na twardą partyzantkę; Pinta w tym przypadku prowadzi wojnę błyskawiczną, chmielowe zastępy natychmiast przedzierają się do serca sprawiając, iż dobrowolna ofiara napaści albo zdecydowanie atak odpiera, pokrywając się zasiekami nienawiści do tego gęstego, wysycanego płynu, albo też poddaje się natychmiast, wywiesza białą flagę i układa hymny pochwalne na cześć nowego okupanta.

Nie jest łatwo pisać o czymś, co jest już klasykiem i do czego ma się pewien sentyment. Pamiętam, kiedy Atak miał jeszcze śmieszną, komiksową etykietkę z biuściastą pannicą. Po tym, jak Atak stał się rarytasem niedostępnym w żadnym sklepie przeszłam długą drogę przez najróżniejsze IPA polskie, amerykańskie i brytyjskie, założyłam bloga, zrobiłam mnóstwo wciąż czekających na obróbkę zdjęć a mój Evernote zapełniony jest notatkami, które jeszcze nie zamieniły się we wpisy.

pinta, India Pale Ale atak chmielu, kot rosyjski niebieski
fot. Mateusz Lech
Trudno powiedzieć, że Atak rozczarowuje, że to już nie jest to. Ani, że Pinta tak naprawdę wypuściła kilka lepszych piw. Z pewnością jest to dobre piwo i zawsze będę darzyć je sentymentem i nie sposób zaprzeczyć, iż jest to jedno z fajniejszych polskich piw w ogóle.  Nawet, jeśli moim ulubionym rodzimym IPA chyba pozostanie, póki co, Rowing Jack, to Atak wciąż chętnie kupię. Nadal kusi wspaniałą goryczką i cytrusowym, ale nie przesadnie mocnym aromatem (chmiele to Citra, Simcoe, Cascade i Amarillo, mniej aromatyczne i "mocne" niż te użyte w Imperium Atakuje czyli, dla odmiany, imperial IPA; to też mi się w Pincie podoba - dwa różne piwa w podobnym, ale jednak nie tym samym stylu, można wybrać to, które nam bardziej pasuje). Mimo mocy alkoholu niemal się tu nie czuje.

I jeszcze coś w temacie. Kiedyś przeczytam wszystkie części jeszcze raz, w oryginale. Jak już ogarnę ten stos jeszcze nie ruszonych książek i będę omijać bibliotekę na Rajskiej.

Alkohol 6,1 %
IBU 58


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz