Mediolan. Siedlisko sztuki i targowisko próżności i jeszcze tam kilka poetyckich wyrażeń. Sklepy, sklepy, sklepy, na Corso Buenos Aires sieciówki z wielkimi napisami "wyprzedaż", na Corso Venezia Prady i Vivienne Westwoody, marynarki, koszule, torebki. Wiele miejsc przeciętnych i kilka zapierających dech w piersiach, dużo zwiedzania (trafiliśmy akurat na Body Worlds!) a do tego wszystko, co dobre w byciu we Włoszech: pizza, pomarańcze, kawa, sfogliatelle i dobre piwo. Tak tak. Piwo właśnie.
fot. Kiriwina |
Mediolański sklep z dobrym piwem mieści się bardzo blisko Corso Buenos Aires, choć sama ulica wygląda niezbyt ciekawie i nie zachęca do odwiedzin po zapadnięciu zmroku. Włochy kojarzą się głównie z winem, grappą i ewentualnie Limoncello więc mało kto wie, że w Italii coraz popularniejsze są małe browary. Już nie tylko rozwodnione Perroni, ale IPA, stouty i portery.
Sklep nieduży, za to doskonale wyposażony; pani mocno po czterdziestce, ubrana tak jakby mieszkała w tym sklepie, zresztą zaraz po naszym wyjściu otworzyła sobie, zdaje się, jakieś piwo spod lady. Nieśmiało spytałam o coś włoskiego, co zaowocowało długą tyradą na temat asortymentu. W głowie się może zakręcić (szczególnie, że Włosi mówią stosunkowo szybko), tyle ciekawych smaków, małych browarów, z czego większość - nieznana nawet ratebeer.com
fot. Kiriwina |
Decyzja była spontaniczna, podyktowana ceną oraz względami geograficznymi: piwo, które kupiliśmy było z samego Mediolanu, do tego akurat w promocji. Ghisa, browar Lambrante 0,75 wędzonego stouta z etykietką w stylu miejskiego komiksu. A na nim: motorino, cóżby innego - co prawda w Mediolanie nie ma ich tak wiele (spróbujcie pojechać do Rzymu albo do Florencji), ale jednak wciąż jest to jeden z symboli wszystkich włoskich miast.
Trudno opisać kolor i pianę, bo niestety uskuteczniliśmy nieeleganckie picie z butelki. "Hotel", w którym dane nam było mieszkać nie udostępniał ani kuchni ani żadnych naczyń (było tam za to mnóstwo ostrzeżeń i zasad pisanych łamaną angielszczyzną rodem z translatora google), więc obierając pomarańcze dzięki sile paznokci i oglądając włoską telewizję raczyliśmy się Ghisą w starym, podwórkowym stylu.
fot. Kiriwina |
Czuć to "zimną płytą" jak każde wędzone piwo, czego jednak nie należy uznawać za wadę. Jest bardzo wytrawne jak na stouta. Oprócz serów albo mięsiw (co kto woli) i dymu pachnie lekko karmelowo i jakoś tak jesiennie - palony słód wyważa ostrość wędzonego. Jest fajnie gęste i mocno nasycone, na początku mimo gazu łagodne, z karmelową nutą, która stopniowo przechodzi w coraz większą goryczkę.
Niestety, brakuje mu głębi i pewnego ciężaru, no i zupełnie brak nut kawowych. Trochę za mocno nasycone jak na mój gust. Czytałam opinie, że za mało w tym stoucie wędzonki i być może to prawda - ja jednak nie lubię bardzo wędzonych piw więc mnie odpowiada.
fot. Kiriwina |
Ogólnie jest bardzo smaczne i warte polecenia. Jeśli ktoś jeszcze nie pił dobrego piwa z Włoch to jest bardzo dobry start.
Alkohol 5%
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz