czwartek, 31 stycznia 2013

Milano da bere


Mediolan. Siedlisko sztuki i targowisko próżności i jeszcze tam kilka poetyckich wyrażeń. Sklepy, sklepy, sklepy, na Corso Buenos Aires sieciówki z wielkimi napisami "wyprzedaż", na Corso Venezia Prady i Vivienne Westwoody, marynarki, koszule, torebki. Wiele miejsc przeciętnych i kilka zapierających dech w piersiach, dużo zwiedzania (trafiliśmy akurat na Body Worlds!) a do tego wszystko, co dobre w byciu we Włoszech: pizza, pomarańcze, kawa, sfogliatelle i dobre piwo. Tak tak. Piwo właśnie.

fot. Kiriwina



Mediolański sklep z dobrym piwem mieści się bardzo blisko Corso Buenos Aires, choć sama ulica wygląda niezbyt ciekawie i nie zachęca do odwiedzin po zapadnięciu zmroku. Włochy kojarzą się głównie z winem, grappą i ewentualnie Limoncello więc mało kto wie, że w Italii coraz popularniejsze są małe browary. Już nie tylko rozwodnione Perroni, ale IPA, stouty i portery.

Sklep nieduży, za to doskonale wyposażony; pani mocno po czterdziestce, ubrana tak jakby mieszkała w tym sklepie, zresztą zaraz po naszym wyjściu otworzyła sobie, zdaje się, jakieś piwo spod lady. Nieśmiało spytałam o coś włoskiego, co zaowocowało długą tyradą na temat asortymentu. W głowie się może zakręcić (szczególnie, że Włosi mówią stosunkowo szybko), tyle ciekawych smaków, małych browarów, z czego większość - nieznana nawet ratebeer.com

fot. Kiriwina

Decyzja była spontaniczna, podyktowana ceną oraz względami geograficznymi: piwo, które kupiliśmy było z samego Mediolanu, do tego akurat w promocji. Ghisa, browar Lambrante 0,75 wędzonego stouta z etykietką w stylu miejskiego komiksu. A na nim: motorino, cóżby innego - co prawda w Mediolanie nie ma ich tak wiele (spróbujcie pojechać do Rzymu albo do Florencji), ale jednak wciąż jest to jeden z symboli wszystkich włoskich miast.

Trudno opisać kolor i pianę, bo niestety uskuteczniliśmy nieeleganckie picie z butelki. "Hotel", w którym dane nam było mieszkać nie udostępniał ani kuchni ani żadnych naczyń (było tam za to mnóstwo ostrzeżeń i zasad pisanych łamaną angielszczyzną rodem z translatora google), więc obierając pomarańcze dzięki sile paznokci i oglądając włoską telewizję raczyliśmy się Ghisą w starym, podwórkowym stylu.

fot. Kiriwina


Czuć to "zimną płytą" jak każde wędzone piwo, czego jednak nie należy uznawać za wadę. Jest bardzo wytrawne jak na stouta. Oprócz serów albo mięsiw (co kto woli) i dymu pachnie lekko karmelowo i jakoś tak jesiennie - palony słód wyważa ostrość wędzonego. Jest fajnie gęste i mocno nasycone, na początku mimo gazu łagodne, z karmelową nutą, która stopniowo przechodzi w coraz większą goryczkę.

Niestety, brakuje mu głębi i pewnego ciężaru, no i zupełnie brak nut kawowych. Trochę za mocno nasycone jak na mój gust. Czytałam opinie, że za mało w tym stoucie wędzonki i być może to prawda - ja jednak nie lubię bardzo wędzonych piw więc mnie odpowiada.

fot. Kiriwina

Ogólnie jest bardzo smaczne i warte polecenia. Jeśli ktoś jeszcze nie pił dobrego piwa z Włoch  to jest bardzo dobry start.

Alkohol 5%


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz