fot. Kiriwina |
Zimne grzane piwo, takie były moje pierwsze skojarzenia. Nie takie sobie zwykłe grzane – to trochę tak, jakby zrobić grzańca z czegoś o wiele lepszego niż koncernówki, zamiast gotowych przypraw używając własnej, oryginalnej mieszanki – a następnie ochłodzić całość. Mocno czuć w tym piwie goździki, dyni trzeba w tym smaku szukać dłużej, choć w miarę picia wybija się ładnie na pierwszy plan. Jest lekko ostre, zapewne za sprawą imbiru (który z dynią zawsze tworzy świetne połączenie) i innych przypraw. Pachnące, korzenne. Czuć słód, ale przyprawy nadają mu goryczki. Ma piękny kolor i lekko drapie w gardle.
Nie jest to to, czego oczekiwaliśmy, ale właściwie - czego oczekiwaliśmy? Dokładnego spełnienia reklamowych sloganów? „Szaleństwa w kolorze ciemnej pomarańczy”, jak można przeczytać na stronie Pinty? Czegoś, co doścignie Atak Chmielu? No bez przegięcia, używając kolokwialnych określeń.
Dyniamit jest bardzo poprawnym piwem – gorzkim, mocno przyprawionym, z nutą dyniową. Jest przy tym bardzo ciekawy i choćby z tego powodu warto po niego sięgnąć – jak często w końcu mamy okazję napić się dyniowego piwa? Z pewnością nie zasmakuje przeciwnikom mocnych przypraw. Nawet dla mnie – chociaż lubię korzenne smaki – było tych przypraw nieco za wiele, troszkę za bardzo dominowały nad całością.
Z tego też powodu trudno byłoby chyba wypić kilka kolejek na raz. Na pewno idealnie wpasowało się klimatem w tę przedwczesną zimę i na pewno wielu miłośników piwa będzie żałować, że Dyniamit będzie z nami tylko sezonowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz