sobota, 10 stycznia 2015

Z pamiętnika mola książkowego: AleBrowar, Hop Sasa

W dniu dzisiejszym dwie recenzje książkowe i, dla niepoznaki, jedna piwna. 

fot. Małżonek



Takiego mola książkowego jak ja nie powstrzyma nawał zajęć. Była Elisabeth Gilbert, była Joanna Bator, był Wiesław Myśliwski (a nawet dwie pozycje tegoż autora), był Paolo Giordano, 1913. Rok przed burzą, Gombrowicz i przypomnienie sagi o Wiedźminie. I sporo innych rzeczy, nie tylko literatury pięknej. Najważniejsze w tym wszystkim było odkrycie Myśliwskiego i kolejnych części Czarnoksiężnika z Krainy Oz, czytanych synkowi na głos (po angielsku, mam nadzieję że nie będzie miał traumy). Dlaczego Tim Burton jeszcze tego nie nakręcił?

Na zakończenie (miałam jeszcze cień nadziei że przed Sylwestrem zamknę Yellow Birds, ale dostałam jeszcze dwa czytelnicze prezenty i one jakoś tak... lepiej wchodziły) dwie ostatnio doczytane książki z których każdą mogę polecić z innego powodu.

Wszystko w porządku Szymona Hołowni i Marcina Prokopa zostało zakupione przez Małżonka z wielkiej sympatii do zabawnych dialogów autorów w pewnym telewizyjnym show. I do kochającego ciekawostki Małżonka pasuje jak ulał, jest to bowiem pozycja składająca się z ciekawostek właśnie: autorzy wyciągają z pamięci, notesów i laptopów a następnie porządkują najróżniejsze fakty, anegdotki i przemyślenia, wynotowane by kiedyś stać się kanwą może felietonu, może powieści a może zwykłej rozmowy. Nieprzebrana liczba różności o których czyta się lekko i szybko, z dodatkowymi smaczkami dla fanów muzyki, motoryzacji oraz religioznawstwa.
fot. Kiriwina

Z kolei Śpiewaj Ogrody to jedna z wielu pozycji tworzących mit wielokulturowego Gdańska. Autor świetnego Weisera Dawidka, kojarzony z tym miastem tak samo jak Stefan Chwin czy Günter Grass postawił sobie za cel stworzenie powieści - symfonii, z licznymi odwołaniami muzycznymi zarówno w warstwie narracyjnej jak i fabularnej. Na nostalgiczny obraz Wolnego Miasta Gdańska i historię zdolnego, choć nierozumianego kompozytora i jego żony śpiewaczki nakłada się narastająca histeria hitleryzmu przepowiadająca wojenną katastrofę. Niemiecki nacjonalizm mający zniszczyć miasto trzech narodów ucieleśniony jest przez pompatyczną miłość do Wagnera, którego muzyka jest symbolem przekleństwa jakie spada na Europę i na rodzinę Ernsta Teodora i Grety.

To jednak nie Wagner ani nie niemieckie małżeństwo są głównymi bohaterami tej powieści: jest nim Polak spisujący po latach nie tylko wspomnienia śpiewaczki ale i starannie pozbierane opowieści z życia swojego polskiego ojca i jego przyjaciela Kaszuba. Kolekcjonuje miejsca, tradycje i zapomniane słowa starając się znaleźć wspólne wątki wszystko przeplatając fragmentami pamiętnika francuskiego oficera, pierwszego właściciela domu Grety. Jeśli jest jakiś klucz do tej powieści to jest nim właśnie dom, a szerzej - Gdańsk i okolice, miejsce zetknięcia kilku kultur, w tym dwóch niemieckich: jednej ucieleśnionej przez Wagnera, drugiej - przez Rilkego. Dom przez który niejako przepływa wielka i tragiczna historia nazizmu, wojny i czasów powojennych. Z ogrodem symbolizującym raj utracony.

Nawet, jeśli opowieść o muzyce, wielkiej miłości i zbrodni wydaje się zbyt pompatyczna i przesadzona Huelle prowadzi ją w spokojny, flegmatyczny sposób, często wcześnie odkrywając karty i poświęcając tworzenie napięcia dla konstrukcji obrazującej nieco chaotyczne przywoływanie wspomnień. Śpiewaj Ogrody to powieść czasami zbyt chaotyczna i pozbawiona równowagi: choć to wątek kaszubski ma spajać całość dominuje opowieść o rozdzielonych małżonkach i rozważania o muzyce. Nieco zbyt wiele miejsca zajmuje dziennik Francuza, napisany mało wiarygodnie (i na pewno nie jest to suchy, kliniczny opis, jak go określa narrator).

Pokazując wielobarwność terenów otaczających Trójmiasto, z ich opowieściami jeszcze z czasów Potopu Szwedzkiego, z magicznymi wierzeniami Kaszubów i duchami wysiedlonych Niemców, zahaczając po drodze o prowadzony przez Żyda antykwariat w Budapeszcie i brazylijską posiadłość Huelle próbuje chyba bez sukcesu budować opowieść o niezrozumieniu, przyjaźniach i waśniach sąsiadujących narodów. Przeskakując od poematu o miłości i wojnie do kaszubskich wierzeń dotyczących wampirów, od życia francuskiego oficera do rozważań o muzyce z nurtu "jakie to wszystko erudycyjne, oczytane i tylko dla wykształconej elity" autor wydaje się nieco gubić. Nie zmienia to jednak faktu, że powieść czyta się gładko i z przyjemnością, zbierając porzucone na kartach powieści chaotyczne wspomnienia jak niekompletne puzzle, z których da się ułożyć fragmenty wielobarwnej panoramy Gdańska.

I tak przechodzimy do tematu bardziej polskiego, czyli piwa w stylu Polish IPA single hop IUNGA. Czyli India Pale Ale z jednym rodzajem chmielu: polskim IUNGA.

fot. Małżonek

Trzeba przyznać, że chociaż etykiety AleBrowaru nie zawsze mi się podobały, estetyka jest przynajmniej spójna. Nie rozczaruje się konsument przyzwyczajony już do charakterystycznych rysunkowych postaci pojawiających się na każdej etykiecie: wsparta pod boki starsza kobieta w stylizowanym na ludowy stroju i ciemnych okularach wpisuje się w tę konwencję. Tło z pewnością ma nawiązywać do ludowych wycinanek z których słynie lubelszczyzna (gdzie, w IUNG Puławy został wyhohowany użyty do Hop Sasa chmiel).

Piwo ma interesującą barwę: jasne złoto nie zapowiada IPA. Pod gęstą, białą pianą unosi się zachęcający. choć bardzo delikatny zapach moreli i kwiatów. Hop Sasa jest zaskakująco łagodne, choć ziołowej (nieco może zbyt ziołowej) goryczy w nim nie brakuje. W tym piwie wszystko jest dość stonowane i delikatne - zupełnie inaczej, niż w "klasycznym" India pale ale.

Napiszę krótko: to piwo jest smaczne, choć nie do końca "ipowe". Lekka, narastająca, ale niezbyt ściągająca goryczka, nuty owocowe i ziołowe, długi finisz, piękny zapach. Sesyjne piwo z nutką patriotyczną - godne polecenia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz