czwartek, 3 stycznia 2013

Amerykańskie Święta

Rzekłabym, że nie tylko Święta, Święta i po Świętach, ale nawet Święta, Święta i OMG nie mieszczę się w spodnie. Póki urlop, póty można żyć spokojnie i zdrowo, co udaje mi się już od jakiejś doby. Nowy Rok powitaliśmy bowiem spacerem nasłonecznionymi Bulwarami, przepychając się między rodzinami z dziećmi a spacerowiczami zaplątanymi w smycze własnych psów. Z którego to spaceru wróciliśmy już po ciemności i po dwóch piwach, namawiając towarzyszących nam znajomych na kieliszek nalewki. Wczoraj zatem postanowiłam się poprawić, i jak połowa polskich kobiet poszłam po Nowym Roku na fitness, by po długiej przerwie poczuć, jak potrafią boleć mięśnie. Oj.



Swoją drogą regularnie uczęszczanie do klubów zbiorowego wysiłku fizycznego pozwala zauważyć pewne fale entuzjazmu i słomianego zapału: po Świętach, na wiosnę, przed wakacjami i tuż po (bo w następnym roku...!) ciężko znaleźć dla siebie kawałek sali. Później wszystko wraca do normy i zostają tylko najwytrwalsze panie o mięśniach z żelaza oraz rozrośnięci panowie krążący leniwie między sztangami na siłowni AGH.

Flying Dog, Wildeman, Anderson Valley, Hop Ottin' IPA
fot. Chmielowa

Żeby nasz (mój przynajmniej) entuzjazm nie opadł przypomnę, jak piwne były tegoroczne Święta i co konkretnie poszło w biodra. Dwa amerykańskie IPA, w tym farmhouse india pale ale. Dwa piwa tak różne, a jednocześnie tak pyszne. Wildeman ze słynnego browaru Flying Dog oraz Hop Ottin' IPA z Anderson Valley.

Zacznijemy od etykietek. Dwa różne światy: Wildeman w rysunkowej, lekko surrealisycznej i "kleksowej" konwencji charakterystycznej dla etykiet Flying Dog. Anderson Valley jest równie surrealistyczne ale w innym, swojskim i naiwnym stylu: góry, jeziorko i niedźwiedź. Z jelenimi rogami. Wszystkie piwa Anderson Valley mają taką etykietkę.

Flying Dog, Wildeman
fot. Kiriwina

Flying Dog praktycznie nie posiada piany. Jest złociste, lekko pomarańczowe i ma bardzo ciekawy, rześki zapach (pokusiłabym się o porównanie z cytrusami). Tak gazowane, że aż parzy w czubek języka. Lekko kwaskowe, co tłumi nadmiar goryczy, a do tego troszkę jakby wędzone. Łagodne, kończy się przyjemną goryczką.


Niedźwiedź jest inny, bardziej drapieżny. Mocna, puszysta piana, kolor ciemnego bursztynu. Pachnie chmielem, ale nie mocno -  w każdym razie takiej jego dawki pijący się po zapachu nie spodziewa. Pyszna, gorzka chmielowa uczta. Polskie IPA, niestety, jeszcze się do tego nie umywają.

Te piwa kojarzą się z Ameryką surową, kowbojską, zgrzytliwą i przybrudzoną jak w Carnivale. Niesamowite, jak weszły w nas stereotypy amerykańskich piw przypominających rozrzedzone soki, o nieskiej zawartości alkoholu, pitych litrami przez młodzież z bogatych przedmieść. Tymczasem to piwo kojarzyło mi się z camperami i z dziką przyrodą. Surowe, dzikie i pyszne. Właściwie powinno kojarzyć się z brytyjskimi wojskami kolonialnymi: ten rodzaj piwa powstał, kiedy transportowano trunek do Indii, na potrzeby armii. Aby piwo przetrwało długą podróż, dodawano do niego bardzo dużą dawkę chmielu i wzmacniano zawartość alkoholu. Stąd "india" w nazwie, choć subkontynent dawno już przestał być perłą w koronie, a IPA warzy inna dawna brytyjska kolonia.

 Anderson Valley, Hop Ottin' IPA
fot. Kiriwina

Wildeman
Producent: Flying Dog
Zawartość alkoholu: 7,5%
IBU 75

Hop Ottin IPA
Producent: Anderson Valley
Zawartość Alkoholu: 7,0%
IBU 79

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz