czwartek, 20 grudnia 2012

Świat się kończy nieco bardziej z każdą kolejną butelką

Najwyższy czas pożegnać się z rodziną, spojrzeć z nostalgią na stare fotografie, pogłaskać psa patrząc smutno w dal i zadzwonić do przyjaciół, by zdążyć powiedzieć im to, na co wcześniej nie było czasu. Oczywiście tylko, jeśli mamy zamiar wypić dużo Końca Świata z browaru Pinta. Wtedy rzeczywiście można się nie obudzić 21go grudnia... dopiero 22gi wchodzi w grę.

koniec świata
fot. Jakub Cisek



Przyznam szczerze, bałam się tego piwa. Patrząc na publikowane na stronie browaru zdjęcia jałowca i drożdży Babuni, wiedząc, że to tradycja, tradycja i jeszcze raz tradycja (czyli nic, do czego jesteśmy przyzwyczajeni) czułam lekkie ciarki jakby skądś zawiał prawdziwie fiński wiatr. Mogło się to skończyć (albo sKończyć) różnie, dlatego ucieszyłam się, że były przynajmniej ciasteczka. I przyniosłam sałatkę z tuńczykiem.

koniec świata
fot. Jakub Cisek
Zacznijmy od etykietki: nie czarujmy się, jest brzydka. Fakt, nie lubię niebieskiego, ale niezależnie od koloru Pincie ewidentnie skończyła się wena. Koniec świata.

Czym jest sahti? Typ Fiński, podobno tradycyjnie ciemny, w tym przypadku jednak zwyciężyła typowo północna karnacja. Charakterystyczne dla tego dawniej warzonego w warunkach domowych piwa są obecność drożdży piekarskich (sic!), dodatek jałowca, fermentacja na zimno (drugi sic!) bananowy posmak oraz totalny brak klarowności. Tyle internet. W przypadku piwa jednak warto postawić na empirię.

koniec świata
fot. Jakub Cisek
Było piwo dyniowe, teraz mamy bananowe. Nie żartuję: banany czuć na kilometr, a i smakowo, choć owoców w tym wyrobie nie ma, przypomina banany. Zresztą kolor i gęstość są bardzo sugestywne: przeniczno-złociste, gęste że prawie kroić można (angielskie słowo cloudy używane do określania sahti jest moim zdaniem idealne). Do tego praktycznie pozbawione gazu, wyjątkowo aromatyczne. Ciepłe, chciałoby się powiedzieć, choć przecież z chłodnego kraju, fermentuje bez wrzenia i do tego wyciągnięte prosto z lodówki.

fot. Jakub Cisek
Zaskakujące, jak smaczne jest to piwo. Owszem, nie ma w sobie gazu, owszem, można je właściwie jeść (bardziej niż pić) i owszem, dwa to absolutne maksimum na jeden wieczór. To jest piwo właśnie na taki zimowy, spokojny czas: treściwe i mocne. Pije się je powoli i ostrożnie, mając na uwadze dużą zawartość alkoholu oraz, oczywiście, szacunek wobec tradycji.

A na deser: coś w temacie wieczoru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz